SŁOWO  NA  NIEDZIELĘ   


23 marca 2024 – III Niedziela Wielkiego Postu







[…] jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie.




Bóg nie płaci, lecz daje

Są tacy ludzie, którzy oczekują, że Pan Bóg będzie „płacił” jakimś nieszczęściem za grzech i opieką za dobre życie. Tymczasem Miłość nie zna czegoś takiego jak „zapłata”, czy „wyrównywanie rachunków”. Bóg nie czyha na nasze błędy. On po prostu troszczy się o nas. I to tym bardziej, im jesteśmy słabsi. Nawet jeśli ta słabość wyraża się grzechem. A może wtedy tym bardziej. Prawdziwa Miłość zanim źle pomyśli o kimś, zapyta się „dlaczego ten człowiek jest słaby?” Prawdą jest bowiem, że człowiek prawie zawsze czyni zło ze słabości, a nie ze „złości”. Prawdopodobieństwo, że ktoś czyni zło, bo chce być zły jest bardzo małe, bliskie zeru. Pozwalajmy więc Panu, by „nawoził” i „uprawiał” nasze dusze. Póki jeszcze jest na to czas.

O. Mieczysław Łusiak SJ


Trudny cud nawrócenia

Starochrześcijańska tradycja podaje, że za czasów cesarza Dioklecjana (okres prześladowań na przełomie III i IV w.) ciężko zachorował pełniący funkcję prefekta Rzymu poganin Kromacjusz. Choroba okazała się nieuleczalna. Dowiedziawszy się, że podczas przyjmowania chrztu został cudownie uleczony jeden z jego przyjaciół, Kromacjusz zawołał dwóch cieszących się wielkim autorytetem chrześcijan, późniejszych świętych Sebastiana i Polikarpa, i poprosił ich o uzdrowienie. Św. Sebastian miał mu postawić trzy warunki: wiarę, chrzest i zniszczenie wszystkich bożków zdobiących jego ogród i pałac. Nie były to wymagania łatwe. Mimo to Kromacjusz zniszczył ponad dwieście pogańskich posągów. Zdrowie jednak nie wróciło. Św. Sebastian próbował się upewnić, czy aby wszystkie warunki zostały spełnione, zwłaszcza czy zostały zniszczone absolutnie wszystkie bożki. Kromacjusz zapewniał, i pewnie nawet był przekonany, że tak. Okazało się jednak, że jednego z bożków zachował – kryształowego, trudno dostrzegalnego, ale szczególnie bliskiego jego sercu. Według opinii św. Sebastiana, to właśnie było przeszkodą w uzdrowieniu. Wkrótce potem Kromacjusz rozbił i ten posążek, po czym rzeczywiście został uzdrowiony.

To wydarzenie trochę tłumaczy, dlaczego po wyjściu z niewoli egipskiej „skłonni do złego” Izraelici musieli jeszcze czterdzieści długich lat błąkać się po pustyni, zanim uwolnili się od tęsknoty za garnkami pełnymi mięsa i czosnku. To także tłumaczy, dlaczego my, chrześcijanie, mimo przyjęcia chrztu świętego, ciągle jeszcze potrzebujemy cudownego uzdrowienia. Każdy z nas bowiem nosi w swoim sercu (świadomie lub nieświadomie) jakiegoś „pogańskiego” bożka, z którym trudno nam się rozstać. Jest to bożek „kryształowy” w tym sensie, że mieni się najróżniejszymi kolorami, w miarę jak dają o sobie znać nasze słabości. Niby niewidoczny, a ciągle nas wabi swoim zwodniczym blaskiem, opóźniając nasze nawrócenie.

Wczuwamy się w sytuację Mojżesza wchodzącego na Bożą górę Horeb. Zafascynowany widokiem palącego się, a nie spalającego się krzewu, idzie w stronę tajemniczego światła. Czuje, że tam powinien być, że tam coś (ktoś?) na niego czeka. I czuje, że nie może jeszcze podejść zupełnie blisko: „Mojżeszu, Mojżeszu! (...) zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą”. To wezwanie do zdjęcia sandałów ma znaczenie symboliczne. Oczywiście, od zdjęcia sandałów do odrzucenia bożków droga jest bardzo daleka, ale w obu wypadkach chodzi o odrzucenie czegoś, co bardzo „przylega” do człowieka. Tak bardzo, że bez tego czegoś nie wyobrażamy sobie życia i czego odrzucenie wywołuje w nas smutek i ból. Ale bez tego odrzucenia nie można się zbliżyć do Boga na odległość przemieniającą serce i duszę.

„Stało się zaś to wszystko, aby mogło posłużyć za przykład dla nas...” – pisze św. Paweł. „Ochrzczeni w imię Mojżesza” nie mogli wejść do Ziemi Obiecanej z „kryształowym bożkiem” dawnych przyzwyczajeń. Jak ów prefekt Kromacjusz, niby podporządkowali się warunkom przymierza, ale każdy z nich nosił jeszcze ukrytego w sercu bożka dawnych nawyków i przyzwyczajeń, bożka grzechu, którego czcił jeszcze długo po oficjalnym roztrzaskaniu złotego cielca.

Wpatrzeni w lustro widzimy, jak dalece my sami potrzebujemy cudu uzdrowienia. My, którzy przejęliśmy dziedzictwo wiary w Boga Abrahama, Boga Izaaka i Boga Jakuba, a do tego zostaliśmy ochrzczeni w imię Jezusa Chrystusa. Niby wszystko jest w porządku. Ale dobrze czujemy, że mówiąc o drzewie figowym, które nie przynosi owoców, Chrystus także nas miał na myśli. I do nas kieruje życzliwe ostrzeżenie: – „Jeśli się nie nawrócicie, (...) zginiecie”.

Nawrócenie polega na zmianie kierunku. Nie wystarczy się cofnąć do skrzyżowania, zaniechać czynienia zła. Człowiek nawrócony czuje się wezwany do tworzenia dobra. „Co z tego, że stoisz na środku skrzyżowania, jeżeli nie masz chęci, by iść dokądkolwiek” – pisał Antoine de Saint-Exupéry. Co z tego, że już nie zdradzasz żony, skoro nadal nie masz dla niej czasu? Co z tego, że już nie zazdrościsz, skoro jeszcze nie potrafisz się cieszyć z sukcesów twoich braci? Prawdziwe nawrócenie zaczyna się w momencie, gdy zaczynamy zło dobrem zwyciężać.

Antoni Dunajski


Jeśli się nie nawrócicie

Pewnie rozminęlibyśmy się z głębokim sensem zapisanego przez Ewangelistę Łukasza pouczeniem Jezusa, gdybyśmy zakładali, że ten, kto się nawróci, będzie chroniony zarówno przed różnego rodzaju naturalnymi lub przypadkowymi katastrofami (wieża w Siloam), jak i przed złem wyrządzanym przez innych (okrucieństwo Piłata). Jezus podejmuje wstrząs, jaki wywołało bezkarne okrucieństwo Piłata, aby zwrócić uwagę swoich słuchaczy na głębsze niebezpieczeństwo niż utrata fizycznego życia. Nie na miejscu są tu wszelkie dywagacje dotyczące kondycji moralnej ofiar Piłata czy też ludzi pogrzebanych pod wieżą w Siloam. Czasami tego typu domysły mogą doprowadzić do fałszywego poczucia własnej doskonałości. No bo, jeżeli ich dotknęła kara Boża, a mnie coś podobnego nie spotkało, to przecież znaczy, że nie jest ze mną aż tak źle, bym zasługiwał na Boży gniew.

Zamiast tych błędnych przypuszczeń Jezus zwraca uwagę na Boże miłosierdzie, które tu i teraz pozwala, by Jego słuchacze mogli usłyszeć Dobrą Nowinę połączoną z wezwaniem do nawrócenia. Taka zawsze jest w Nowym Testamencie kolejność: najpierw bezwarunkowa proklamacja Bożej woli zbawienia człowieka, a potem – wezwanie do nawrócenia, bez którego darowane człowiekowi zbawienie nie będzie mogło stać się jego udziałem. Jest to dla słuchaczy Jezusa być może ostatnia szansa, by ocalili swe życia na wieczność, niezależnie od tego, jak długo potrwa jeszcze ich fizyczna egzystencja.

Biblijne pojęcie nawrócenia oznacza najpierw i w pierwszym rzędzie zmianę myślenia. Zmiana postępowania nie jest możliwa jedynie dzięki sile woli. Dopiero w świetle Dobrej Nowiny tak hojnie podarowanej człowiekowi, jak ogrodnik zaopatruje słabe drzewo w nawóz i pielęgnuje je, człowiek może zobaczyć swoją prawdziwą sytuację i odwrócić się od swoich grzechów. Wielki Post nie jest więc jakimś czasem wymuszonej powściągliwości, po którym będzie można wrócić do tych wszystkich przyzwyczajeń, schematów myślenia i postępowania, które ostatecznie prowadzą na zatracenie. Wielki Post powinien być czasem wytężonego słuchania Dobrej Nowiny, by mogło się w umyśle dokonać nawrócenie: zmiana myślenia, za którą w oczywisty sposób pójdzie zmiana postępowania.

Ks. Marian Machinek MSF

 

Może wyda owoce

Trochę żeśmy się już przyzwyczaili do różnych próśb o kredyt zaufania. Jednak ten wciąż nie spłacony, a nawet nie spłacany kredyt powoduje, że z coraz większą rezerwą odnosimy się nie tylko do polityki, ale w ogóle do drugiego człowieka, a nawet do siebie samych. Gdzieś w głębi duszy powtarzamy: „trzeba uważać... niczego nie można być pewnym... kto wie, jaki będzie koniec?”.

Gdy kupujemy jogurt, ser czy wędliny, zazwyczaj sprawdzamy termin ważności. Apele federacji konsumenckich, a często także osobiste doświadczenie, podpowiadają nam, że ma to swój sens. Jakikolwiek zakup sprzętu RTV czy AGD łączy się zawsze z pytaniem o gwarancję. Chcemy wiedzieć, jak długo producent zapewnia bezpłatną naprawę i czy jest możliwość wymiany towaru, gdyby się okazało, że systematycznie się psuje.

Przykład drzewa, o którym mowa w dzisiejszej Ewangelii, pokazuje, że nie wszędzie można mówić o gwarancji. Tam, gdzie jest organizm, który – jak to ewangeliczne drzewo - żyje własnym życiem, trudno mówić o gwarancji. Istnieje tylko cicha nadzieja: „może wyda owoc”.

Okres Wielkiego Postu skłania nas do pewnych wyrzeczeń, umartwienia, różnych form pokuty. Nawet telewizyjne i gazetowe sondaże (niejednokrotnie ku zdziwieniu dziennikarzy) pokazują, że nadzieja ogrodnika, który broni drzewa figowego, jest nam bardzo bliska. Z jednej strony, wraz z przyjściem Wielkiego Postu rodzi się w wielu sercach niepokój właściciela winnicy, który mówi: „przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję go”; z drugiej, słychać pełne determinacji słowa: „jeszcze na ten rok... może wyda owoc”.

Dzisiejsza Ewangelia wpisuje się w wielkopostne wezwanie do nawrócenia. Może jest to dobra okazja, by zrobić sobie rachunek sumienia ze zmarnowanych szans i wciąż ponawianych obietnic. „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu” – mówi Chrystus... Czyż to nie czas, by Mu powiedzieć: „Panie, jeszcze na ten rok”. Trzeba znaleźć w sobie trochę nadziei, wiary w Bożą pomoc i, zupełnie zwyczajnie, trochę samozaparcia. Gdy dobrze wykorzystamy nasz czas nawrócenia, radość Wielkiej Nocy będzie naprawdę radością życia, które przynosi takie owoce, jakich szuka w nim Bóg.

Dariusz Madejczyk

 

Oto jestem

Na wezwanie Boga Mojżesz bezzwłocznie odpowiada gotowością słuchania Go i pełnienia Jego woli. Gdyby Mojżesz był człowiekiem dbającym tylko o to, co ziemskie, wówczas jego troska o owce teścia przysłoniłaby mu szansę daną przez Boga. Mądrość polega na „uchwyceniu się” łaski Pana i pójściu za Nim w nieznane, mając niejako w pogardzie dobra rzeczywiste.

Św. Paweł ostrzega wiernych w Koryncie, a także nas, współczesnych polskich chrześcijan, abyśmy umieli wyciągnąć wnioski z historii zbawienia. Choć, wyprowadzeni z kraju ciemięzców, Izraelczycy jedli mannę, czyli „chleb z nieba”, to jednak ich wdzięczność względem Dawcy tych dóbr zatrzymała się na chwilowym zadowoleniu z zaspokojenia głodu: nie podjęli trudu, by odczytać znaki czasu. Fakt, iż wywodzimy się z chrześcijańskiego narodu, nie czyni nas świętymi. Musimy nieustannie wsłuchiwać się w głos Boga i karmić się Jego duchowym pokarmem.

Pan wzywa nas dzisiaj, jak niegdyś Mojżesza, byśmy stanęli przed Nim, bo także nas chce wyzwolić z uciemiężenia grzechem i wprowadzić do ziemi opływającej w łaskę. Jak stanę przed Panem? Mojżesz – mając przed sobą samą Świętość – musiał zdjąć buty. Stanąć boso, oznacza w pokorze rozpoznać swój grzech, swoją nicość i nie puszyć się, że inni są większymi grzesznikami. Stanąć boso na skalistej ziemi, to odczuć boleśnie, co mnie kłuje, kaleczy, uciska, ale też wzmocnić czujność, by nie upaść. Panie daj mi jeszcze jedną szansę: pozostaw mnie na ten rok, okop i obłóż nawozem, bym przyniósł owoc.

Ks. Zbigniew Krzyszowski


Komentarz do pierwszego czytania

Liturgia Słowa zaprasza nas dziś na spotkanie z jedną z najpiękniejszych i najważniejszych kart Starego Przymierza. Otwierając Księgę Wyjścia jesteśmy świadkami objawienia się Bożej chwały i powołania Mojżesza. Wiemy, że to Bóg jest zbawcą swego ludu. Posługuje się jednak ludźmi, aby przeprowadzić swój plan ocalenia. Patrząc oczyma „świata”, Boże wybory nie zawsze są logiczne. Mojżesz wydaje się sam bardzo potrzebować pomocy. W czasach swej, wydawało się minionej, świetności był zbyt żydowski dla Egipcjan i zbyt egipski dla Żydów. Postawił wszystko na jedną kartę, ujmując się za prześladowanym i w odpowiedzi otrzymał odrzucenie jednych i skazujący wyrok drugich. Jest wygnańcem, żyje tylko dlatego, że koczownicze plemię przyjęło go pod swoje namioty i dało mu szansę na nowe życie. Wydaje się, że powoli zaczął układać się z nową rzeczywistością, i właśnie w tym momencie przychodzi Boże wezwanie. Na pustyni, w płomieniu ognia, w krzewie, który płonie, ale się nie spala, spotyka Mojżesza swoje powołanie. Słyszy swoje imię, chociaż nie zna jeszcze Imienia Tego, który go woła. Słyszy, że stoi na ziemi świętej, i że mówi do niego Bóg. Słyszy, że ma skończyć się czas ucisku Izraela, bo Pan chce wyrwać swój lud z rąk Egiptu. Mojżesz ma wracać do ziemi, z której uciekł poszukiwany za morderstwo, i w imię Pana ma mówić do synów Ludu Obietnicy. Otrzymuje też, na potwierdzenie swej misji, jako dar Imię Pana. Z płonącego krzewu, ze środka ognia, po raz pierwszy w swoich dziejach, słyszy człowiek wyszeptane Imię Boga – Jestem. Ten, który Jest przychodzi ocalić tych, którzy bez Niego nie istnieją. Ten, który Jest – jest ocaleniem, wybawieniem i miłosierdziem. Ten, który Jest wybiera i powołuje człowieka, którego życie wydawało się porażką, aby dokonał się najważniejszy z cudów Starego Przymierza – wyjście z domu niewoli. Ten, który Jest, podnosi Mojżesza z nicości i wyprowadzi swój lud ku istnieniu. Na naszych oczach potwierdza się jedna z ulubionych reguł Bożego działania – wybiera Pan to, co słabe, aby mocnych zawstydzić. Jeśli pragniemy nawrócenia, poczujmy się zaproszeni do odkrycia jeszcze raz tych prostych prawd: nie ważne, co do tej pory wydarzyło ci się w życiu. Bóg pragnie cię ocalić. Zrobi to z pomocą ludzi niespodziewanych i w okolicznościach nieprzewidzianych i być może nielogicznych. Zapuka do serca przez słabość i zapłonie ogniem pośród pustyni, żeby jeszcze raz powiedzieć sercu: Ja Jestem. Nie bój się. Przychodzę, aby cię ocalić.

 

Komentarz do drugiego czytania

Fragment z Pierwszego Listu do Koryntian, którego dziś słuchamy, jest jednym ze sztandarowych przykładów odczytania Starego Przymierza w świetle tajemnicy paschalnej Chrystusa. Apostoł odwołuje się do jednego z kluczowych wydarzeń wpisanych w zbiorową pamięć biblijnego Izraela – do wędrówki przez pustynię po wyjściu z Egiptu. Przywołane zostają i przejście przez Morze Czerwone i manna – pokarm z nieba i duchowy napój – woda wyprowadzona ze skały. Już wtedy skałą – źródłem napoju życia, był Chrystus, tłumaczy Koryntianom Paweł. Nauczyciel Narodów zaprasza słuchaczy, którzy bynajmniej nie wywodzili się z ludu wybranego, aby odkryli w opisanych znakach naukę dla siebie. Chrześcijanie, wędrując przez pustynię świata, również są narażeni na zwątpienie i szemranie. Paweł przestrzega przed duchem narzekania, ponieważ tych, którzy za nim pójdą, spotka zagłada. Można jej doświadczyć nawet jeśli spożywa się Chleb Aniołów i pije Krew Baranka, ale nie nosi się w sercu ducha zaufania do Pana, który pragnie każdego doprowadzić do Ziemi Obietnicy.

 

Komentarz do Ewangelii

Łukasz Ewangelista zaprasza nas na spotkanie z Jezusem, którego widzimy w rozmowie z ludźmi, którzy właśnie podzielili się z Mistrzem ostatnimi wiadomościami. Oto wydarzyły się rzeczy tragiczne i budzące przerażenie. Zawaliła się wieża i poniosło śmierć osiemnastu ludzi. Prokurator Piłat dał kolejny dowód bezwzględności i okrucieństwa i mordując ludzi, którzy pragnęli złożyć ofiarę Panu. Zastosowanie logiki odpłaty podpowiadało ludziom prostą odpowiedź na skomplikowane pytanie. Wierni Izraelici mieli gotowe wytłumaczenie: zginęli, ponieważ byli grzesznikami. Nieszczęście spadło na nich jako kara Boża za ich nieprawości. Jezus jednak nie zgadza się z taką egzegezą codzienności. Kieruje uwagę słuchaczy na ich własne serca. Jakby chciał powiedzieć: jesteście wszyscy dłużnikami miłosierdzia Pana, który dał wam jeszcze czas na nawrócenie. Nie rozglądajcie się wokoło, aby oskarżać o nieprawość innych i szukać w ich nieszczęściach dowodów na ich grzechy. Raczej dziękujcie Boskiemu Ogrodnikowi za cierpliwość i dobrze wykorzystajcie czas, który jeszcze został wam dany.


MYŚL  TYGODNIA





Nienawiści nie pokonuje się zemstą,
gdyż rodzi ona następną zemstę i niszczy tak samo mszczącego się.
Nienawiść pokonuje się przebaczeniem.