SŁOWO  NA  NIEDZIELĘ   


24 marca 2024 – Niedziela Męki Pańskiej - PALMOWA







Eloi, Eloi, lema sabachthani!
Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?








Panie Jezu, Ty będąc Bogiem, stałeś się człowiekiem, abyśmy my mogli stać się dziećmi Bożymi. Nie przyszedłeś na ziemię, aby Tobie służono, ale żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu. Uniżyłeś samego siebie tak bardzo, że zająłeś ostatnie miejsce i byłeś posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej. Dlatego Ojciec wywyższył Cię ponad wszystko i stałeś się dawcą zbawienia dla wszystkich, którzy są Tobie posłuszni. Ty masz klucze śmierci i piekła. Na Twoje imię zegnie się każde kolano istot niebieskich, ziemskich i podziemnych, i wszyscy będą musieli uznać, tylko Ty jesteś Panem w chwale Boga Ojca.


Między palmą a krzyżem

Słowo Boże Niedzieli Palmowej, zwanej także Niedzielą Męki Pańskiej, ukazuje kulminację dramatu Boga, który wszedł w dzieje człowieka. Następuje wyraźna intensyfikacja wydarzeń i zagęszcza się atmosfera zainteresowania Jezusem z Nazaretu. Podczas uroczystego wjazdu Chrystusa do Jerozolimy, gdy śpiewano radosne „Hosanna”, można było odnieść wrażenie, że wszystko poszło jak z płatka. Aby doprowadzić ludzi do domu Ojca w niebie, Pan Jezus musiał ich najpierw przekonać do siebie.

Wielki tłum, który przybył na święta Paschy do Jerozolimy, ścielący drogę gałązkami z palm i wołający: „Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie”, robił wrażenie przekonanego. Dalszy bieg wypadków dowiódł jednak, że sprawa Jezusa z Nazaretu wcale nie była dla tych ludzi oczywista. Wszak nawet wśród wiwatujących stawiano sobie pytanie: „Kto to jest?”. Ci właśnie ludzie z tłumu za kilka dni będą wołać: „Ukrzyżuj Go!”. Widać, jak mało o Nim wiedzieli. W „demokratycznym” plebiscycie postawili na Barabasza.

W kontekście dramatycznych wydarzeń Wielkiego Tygodnia wszyscy razem i każdy z osobna musiał sobie jeszcze raz odpowiedzieć na pytanie, które już wcześniej postawił swoim uczniom Chrystus: „A wy za kogo mnie uważacie?”. Arcykapłani i uczeni w Piśmie – jeszcze zanim sobie na to pytanie odpowiedzieli – już „szukali sposobu, jakby Jezusa podstępnie ująć i zabić”. Skoro trzeba to było zrobić „podstępnie”, to znaczy, że nie było ku temu obiektywnych powodów. Chrystus dla tej grupy ludzi był po prostu osobą niewygodną, wręcz niebezpieczną, bowiem demaskował ich słabość.

Pogubili się również w tym wszystkim Apostołowie. Nie tylko Judasz, który „szukał dogodnej sposobności, jak by Go wydać”. Ciągle podejrzewamy, że dla niego była to zarazem ostatnia sposobność, by jeszcze na Chrystusie coś niecoś zarobić. Wiele jednak przemawia za tym, że chciał w ten sposób wymusić na Nim „siłowy” wariant przejęcia władzy nad Izraelem (nie tylko duchowej). W ogrodzie Getsemani swoją ludzką słabość ujawnili również ci najważniejsi z grona Dwunastu – Piotr, Jakub i Jan, którzy nawet jednej godziny nie potrafili wytrwać z Chrystusem na modlitwie, „gdyż oczy ich były snem zmorzone”. Piotr zdaje sobie sprawę, że zwłaszcza od niego Chrystus ma prawo oczekiwać odważnego świadectwa. Odruchowo chwyta nawet za miecz, a potem – również odruchowo - kapituluje przed zwykłą, służebną kobietą: „Nie znam tego człowieka”.

To prawda, że zaraz potem „wybuchnął” szczerym płaczem. Ale prawdą jest również to, że w kontekście doświadczeń Wielkiego Tygodnia pewniacy zawiedli.

Tym większy podziw i szacunek wzbudzają ewangeliczni bohaterowie z drugiego i trzeciego planu. Jak choćby czyniąca „dobry uczynek” owa (wedle tradycji niegdyś mocno grzeszna) kobieta „z alabastrowym flakonikiem prawdziwego olejku nardowego”, namaszczająca ciało jeszcze żywego Chrystusa na Jego przyszły pogrzeb. Wzbudza szacunek Szymon Cyrenejczyk, wprawdzie „przymuszony”, ale przecież wyciągnięty z grona tych, którzy byli w tym trudnym momencie bardzo blisko Jezusa.

Wzbudzają szacunek stojące blisko krzyża niewiasty i – równie odważny – Józef z Arymatei, dopominający się o ciało Chrystusa. Nawet dobry łotr ze sceny konania uczy nas, jak zbawienny użytek może zrobić nawet najbardziej grzeszny człowiek, gdy się znajdzie w bliskości Jezusa. I jeszcze jeden paradoks warto zauważyć: gdy najbardziej wierzący zwątpili, to właśnie pogański setnik jako pierwszy (jeszcze przed zmartwychwstaniem Chrystusa) wyciąga religijny wniosek z tego, co się stało na Golgocie: „Prawdziwie ten człowiek był Synem Bożym”. To radosne, że Chrystus miał dla kogo umierać.

Antoni Dunajski


Drogi niespokojnych pytań...

W duchu wiary pielgrzymujemy dzisiaj do Jerozolimy, aby wraz z ową rzeszą ludzi wyjść na spotkanie z Jezusem i kroczyć za Nim. Droga ta stanowi rodzaj „duchowego progu”, który trzeba przejść, aby wejść w głąb tajemnic Wielkiego Tygodnia: Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. Dni i godziny, które będziemy przeżywać dzięki opisom Ewangelii, są wypełnione ludźmi... Św. Jan Apostoł i bezpośredni świadek Jezusowych spotkań podkreśli, że „wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus przybywa do Jerozolimy, wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu naprzeciw”.

Te dni i drogi kroczenia za Jezusem i dzisiaj są pełne pytań związanych z Jego Osobą i dziełem, które wypełnił. Kim był i jest Jezus, zwany Chrystusem? Jest to pytanie, którego nie można odłożyć na później, ponieważ jest ściśle związane z systemem prawd i wartości, które Chrystus wniósł i wnosi w dzieje ludzkości. I dlatego też każdy z nas – wcześniej czy później – musi nie tylko znaleźć swoją odpowiedź na to pytanie, ale musi jej nadać jedyny i niepowtarzalny kształt.

Chrystus czynił „rzeczy”, których żaden człowiek przed Nim nie czynił. Jego Radosna Nowina o wolności ducha „burzyła” stary porządek w spojrzeniu na człowieka, zgodnie z którym pozostawał on tylko anonimowym elementem ludzkiej społeczności. Już sam fakt wcielenia Syna Bożego – który od 2000 lat jest z jednej strony, „przedmiotem” zdumienia, wiary i miłości, z drugiej „znakiem sprzeciwu” – przypomina o godności każdego człowieka i przywraca mu utracony obraz dziecka Bożego. Chociaż tajemnica Wcielenia, podobnie jak i pozostałe wydarzenia z życia Jezusa wymykają się kategoriom czasu i jakiegokolwiek przestrzennego przyporządkowania, to na drogach łaski wiary są uobecniane pośród nas.

Na głębię tych tajemnic wskazuje św. Paweł w Liście do Filipian: „On, istniejąc w postaci Bożej (...) ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi (...) uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych”. Te słowa, zapisane przez człowieka, który w młodości prześladował ludzi „drogi Jezusa”, dowodzą, że Jezus Chrystus nie jest mitem czy legendą przeszłości, lecz Wzorem Człowieczeństwa, odsłaniającym najgłębszą prawdę o człowieku. Na tej samej drodze wiary odnajdujemy wypowiedź Ojca Świętego Jana Pawła II, który w bulli „Incarnationis mysterium” pisze: „Narodzenie Jezusa w Betlejem nie jest faktem, który można uznać za zamkniętą przeszłość. Przed Nim staje bowiem cała ludzka historia: Jego obecność oświeca naszą teraźniejszość i przyszłość świata... Jezus jest prawdziwą Nowością, przerastającą oczekiwania ludzi, i pozostanie nią na zawsze, przez wszystkie kolejne epoki dziejów. Wcielenie Syna Bożego oraz Zbawienie, jakiego dokonał przez swoją śmierć i zmartwychwstanie, są zatem właściwym kryterium oceny rzeczywistości doczesnej i wszelkich zamysłów, które mają zapewnić człowiekowi życie coraz bardziej ludzkie”.

Wszyscy ludzie mogą doświadczyć prawdy objawionej w Jezusie Chrystusie, ale nie wszyscy zgadzają się na jej „niespokojność” i konsekwencje wynikające z uznania w Nim swego Mesjasza i Pana. Przykładem aż nadto wymownym – mającym w każdej epoce swych naśladowców – pozostaje postać i postawa Poncjusza Piłata, który idąc na „kompromis prawdy”, wydał Jezusa na ukrzyżowanie. Wsłuchując się dzisiaj w Markowy opis Męki Pańskiej, odczuwamy przejmującą moc słów i wydarzeń, które są w nim zawarte. Wierzymy i rozumiemy – dzięki łasce wiary – że nie jest to tylko historyczny zapis życia Jezusa z Nazaretu. Te tajemnice spełniają się w tajemnicy Jego Kościoła. On jest i działa w Duchu Świętym wśród nas i idzie z nami „drogami niespokojnych pytań”, prosząc: „Ojcze, za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie”; „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”.

Stojąc na progu dróg tajemnic paschalnych, pomódlmy się słowami K. Wojtyły: „Boże... Pozwól działać we mnie tajemnicy, naucz działania w ciele, które słabość przenika jak herold wieszczący upadek lub jak piejący kur – pozwól działać we mnie tajemnicy, naucz działania w duszy, która z ciała przejmuje swój lęk własny o dojrzewanie, o czyny... i ma swój lęk własny, który nie jest przeciwny nadziei”.

Wacław Depo

 

Męka Jezusa Chrystusa według Marka

Męka według Marka to Męka Jezusa opuszczonego. Wszyscy Go opuszczają: radosny tłum Niedzieli Palmowej, uczniowie, a nawet Piotr, a nawet Ojciec!

Nigdy Jezus nie czuł się tak niezrozumiany, tak samotny, wydany żołdakom (Syn Boży opluty i spoliczkowany!) i traktowany przez religijnych przywódców jak winowajca. Zstępuje w najgłębszą otchłań ludzkiego osamotnienia. On, który mówił, On, który przyszedł, żeby do nas mówić, teraz milczy. Jak przejmujące są te dwa zdania: „Nic nie odpowiadasz?” – pyta najwyższy kapłan. „Nic nie odpowiadasz?” – pyta Piłat.

Milczenie Jezusa. Przychodzą chwile, kiedy Jezus nie ma już nic do powiedzenia, nie ma nam już nic do powiedzenia. Pokazał kim jest, pokazał drogę, którą możemy za Nim iść. Jeśli nie idziemy za Nim, cóż jeszcze może nam powiedzieć?

– Nic mi nie odpowiadasz?

– Nie. Za bardzo się oddaliłeś. Blisko Mnie jest się jedynie przez uczynki miłości i odwagi.

Jeśli nasze pójście za Jezusem polega tylko na pobożnym słuchaniu Jego słów albo na głoszeniu ich z elokwencją, ale bez wprowadzania w czyn, wówczas należymy do tych, którzy Go opuszczają. Jest to trudna prawda, której nie chcemy zobaczyć. Rozważanie tego opisu Męki powinno nas postawić wobec podstawowego wymagania Ewangelii: tylko ten idzie za Jezusem, kto czyni to, o co Jezus prosi.

Męka opuszczenia i straszliwego milczenia Jezusa. Ale także Męka Jego trzech wołań:

– Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?

– Jestem! – woła Jezus, rozrywając tajemnicę swojego mesjaństwa i swojej chwały.

Związany, wzgardzony wypowiada słowa niezwykłe: „Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi”. W tamtym miejscu i przez tamtych kapłanów musiało to zostać uznane za bluźnierstwo. Ale my? Z jaką wiarą patrzymy na Niego w tamtym momencie?

Na krzyżu Jezus wykrzykuje swoją ufność: „Boże mój, Boże mój!”, zmagając się z najpotworniejszym uczuciem opuszczenia: „Czemuś Mnie opuścił?”. Drogocenne słowo, dane tym, którzy zstępują w otchłań. Gdyby sam w nią nie zstąpił, czy byłby obiecanym Emmanuelem, Bogiem z nami? Jezu, z Tobą mogę wołać w chwili opuszczenia, ale też z Tobą chcę mówić „Boże mój” tam, gdzie myślałem, że nie będę już potrafił tego powiedzieć.

Trzecie wołanie tej Męki jest tym, ku któremu prowadzi nas Marek od początku swojej Ewangelii. „Ty jesteś Bogiem” – powiedziane nie Temu, który fascynował tłumy, nie Temu, który był przemieniony, ale Skazańcowi, który teraz wisi na krzyżu. I który umarł w taki sposób, że setnik zawołał: „Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym”. Każdy z nas wypowiada te słowa po przeczytaniu tej Męki. Ale jeszcze raz powtórzmy: same słowa nic nie znaczą, jeśli nie dokonują w nas przemiany.

André Sève


Komentarz do pierwszego czytania

Słowa pochodzą z tzw. Trzeciej pieśni Sługi Pańskiego i pokazują drogę, którą przejdzie posłany przez Boga. Możemy spojrzeć na ten tekst z perspektywy wyboru jednej z dwóch dróg, możliwości. Pierwsza prowadzi do tego, że posłany, będzie prześladowany, poddany przemocy, znieważaniu, a nawet opluciu. Druga pozwala mu tego uniknąć i to wynika z początkowych słów rozdziału pięćdziesiątego, które pokazują kontekst dla słów pieśni Sługi Pańskiego. Pan przyszedł do swego ludu, ale nikt nie przyszedł na spotkanie z Nim, On wołał, ale nikt Mu nie odpowiadał. On przyszedł, by wyzwalać i ocalać. Tylko Sługa Pański dał Bogu pozytywną odpowiedź, nie oparł się Bogu, otworzył ucho na Jego słowa. On jeden przyjął to, czym Bóg chciał go obdarzyć, i jak czytamy, został obdarowany przez Boga wymownym językiem. Nie otrzymał tego daru dla siebie, ale dla innej osoby, by przyjść jej z pomocą, ponieważ jest to osoba strudzona. Zatem przesłanie jest takie, że nie chodziło o wyróżnienie obdarowanego, ale o tego, któremu on ma pomóc. W piątym wersecie czytamy, że obdarowany Sługa Pański nie opierał się przed przyjęciem daru i nie cofnął się przed nim, mimo że przyjęcie daru skutkowało ponoszonym przez niego cierpieniem, albowiem poddał grzbiet bijącym, policzki rwącym brodę, nie zasłonił swej twarzy przed zniewagami i opluciem. A mógł. W tekście wybrzmiewa dobrowolność ofiary obdarowanego i ciągła gotowość do słuchania tego, co Pan Bóg mu jeszcze powie. Jak wiemy z przekazu Ewangelii, taką drogę przeszedł Jezus. Jest jeszcze trzecia kwestia i dotyczy ona sprzedawania dzieci wierzycielom. Na Bliskim Wschodzie brano w zastaw lub sprzedawano wierzycielom przedmioty osobiste, a także rodzinę, w tym dzieci. Także z tej perspektywy patrzmy na czynności i dzieło Jezusa, który został sprzedany, oddany w zastaw za nas, by spłacić nasz dług. Jeśli słowa naszego tekstu odnoszą się do Jezusa, to podkreślają Jego dobrowolność: nie oparłem się, nie cofnąłem, poddałem grzbiet mój bijącym, nie zasłoniłem swojej twarzy. Dzieło zbawienia świata nie było i nie jest jakąś wypadkową różnych zdarzeń, lecz świadomą, dobrowolną ofiarą Jezusa za każdego z nas.

 

Komentarz do drugiego czytania

Tekst jest hymnem, z którego mocno czerpie teologia Kościoła. Rozpoczyna się od stwierdzenia, że Chrystus Jezus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem. Słowa te wyjaśnia się na dwa sposoby. Pierwszy jest w nawiązaniu do preegzystencji Jezusa i faktu, że odwieczny Syn zdecydował się na przyjęcie ludzkiego ciała, a drugi odwołuje się do faktu, że Jezus, przyjmując ludzką egzystencję, nie uznał za stosowne korzystać ze swojej równości z Bogiem. Jest On odwiecznym Synem, który od wieków i na wieki jest równy Bogu Ojcu, ale ogałaca samego siebie, przyjmując postać sługi, a dokładniej mówiąc – niewolnika. Dosłowne tłumaczenie wersetu 6c ma postać na tej równi z Bogiem, czyli pozostaje w postaci Bożej, ale nie korzysta z niej w takim wymiarze, jaki miał przed wcieleniem. Posłużenie się postacią niewolnika wynika u Pawła z kontekstu kulturowego. W Filippi, która była rzymską kolonią, hierarchia społeczna miała wielkie znaczenie i pokazany kontrast pomiędzy byciem w postaci Bożej a uniżeniem się do postaci niewolnika oddziaływało na ówczesnego czytelnika. Tym bardziej że określenie być w postaci bożej, odnosiło się także do statusu cesarza, ponieważ to o nim obywatele rzymscy mówili jako o bogu. Zatem przesłanie jest następujące: Jezus był najwyżej na drabinie społecznej Izraela, a dobrowolnie przyjął postać sługi/niewolnika, który zajmował najniższe miejsce w społeczeństwie. Określenie podobny do ludzi należy rozumieć w ten sposób, że chociaż był w pełni człowiekiem, to jednak był od nas odmienny, mając naturę Boga. Słowa o krzyżowej śmierci można uznać za kulminacyjne. W starożytnym świecie śródziemnomorskim śmierć na krzyżu wiązała się z największym upokorzeniem, już nie można było upokorzyć się bardziej, ale gdyby można było, Jezus by to zrobił. Bóg wywyższył Jezusa ponad wszystko – może być interpretowane jako wynagrodzenie Jezusa przez Ojca i nadanie Mu imienia Adonai, gr. Kyrios – Pan, rozumiane jako JHWH.

 

Komentarz do Ewangelii

Czas wydarzenia: dwa dni przed świętem Paschy i świętem Przaśników. Miejsce: dom Szymona Trędowatego. Przebywał w nim Jezus, do którego przyszła jakaś kobieta i namaściła Jego głowę olejkiem. Taki gest namaszczenia głowy olejkiem w tradycji żydowskiej był zarezerwowany dla króla, kapłana oraz urzędników. By mogli oni podjąć swoje funkcje i by mieli prawo do ich wykonywania, musieli być przedtem namaszczeni. Poprzez ten gest kobieta uznaje Jezusa za Króla-Mesjasza i arcykapłana. Słowo Mesjasz oznacza Pomazaniec, Namaszczony. Koszt olejku nardowego to równowartość rocznych zarobków przeciętnego robotnika, dosłownie 300 denarów, zatem w komentarzach zwraca się uwagę na to, że ta kobieta dała w ten sposób wszystko, co posiadała drogocennego, porównuje się ten gest do ofiary ubogiej wdowy, o której mówi Marek, a która wrzuciła dwie drobne monety do skarbony, co zostało ocenione przez Jezusa jako największa ofiara, gdyż wrzuciła wszystko, co miała. Z tekstu wynika, że po tych wydarzeniach w domu Szymona Judasz Iskariota poszedł do wyższych kapłanów, by wydać Jezusa i od tej pory szukał sposobności do tego. Warto zauważyć, że w Ewangelii Marka raz jest mowa o uczniach Jezusa, a raz o Dwunastu. Uczniów jest bardzo wielu i z tej grupy Jezus powołał Dwunastu, których nazwał apostołami. Czytając w tym kluczu opowiadanie o ostatniej wieczerzy, zauważamy, że uczniowie przygotowali Paschę, a Dwunastu wraz z Jezusem wzięło w niej udział. Zapowiedź zdrady jeszcze bardziej wybrzmiewa, gdy Jezus mówi, że to jeden z Dwunastu Go zdradzi.

Ustanowienie Eucharystii: mentalnie nie było ono łatwe do przyjęcia w społeczności żydowskiej, która była wychowana w Prawie zakazującym spożywania krwi. Być może stąd wynika oszczędny przekaz Marka na temat spożycia tej pierwszej Eucharystii. Mowa jest o tym, że uczniowie spożyli chleb, który Jezus nazywa ciałem swoim, następnie wypili wino i dopiero po jego wypiciu Jezus im oznajmił, że była to Jego krew, krew przymierza, która wylewa się za wielu. Warto zwrócić tu uwagę, że nie chodzi o jednorazowe jej przelanie, lecz o czynność ciągłą, która, gdy się rozpocznie, będzie trwała zawsze.

Podczas modlitwy w Getsemanii Jezus zwraca się do Ojca: Abba, to aramejskie słowo oznacza tata/tatuś lub też kochany ojcze i wyraża wielką zażyłość, intymność oraz uczucie szacunku. Było to słowo, które zwykle jako pierwsze wypowiadały małe dzieci uczące się mówić, było też wypowiadane później w odniesieniu do ojców, używano go wobec nauczycieli, ale Żydzi nigdy nie używali go w stosunku do Boga, mimo że nazywali Go Ojcem Niebieskim.

Milczenie Jezusa podczas procesu jest przerwane tylko w dwóch momentach, pierwszy to jest ten, kiedy Jezus odpowiada arcykapłanowi, czy jest Mesjaszem, Synem Błogosławionego, i używa Bożego Imienia JHWH: JA JESTEM, co zostało wykorzystane jako bluźnierstwo z kwalifikacją do kary śmierci, a drugi raz to odpowiedź dana Piłatowi, czy Jezus jest królem żydowskim, i Jezus odpowiedział twierdząco. Według żydowskiego prawa oskarżenie Jezusa o sprofanowanie świątyni było jedynym możliwym powodem do skazania Go na śmierć, ale kapłani liczyli się z tym, że dla Piłata nie będzie to ważna przesłanka, zatem oskarżyli Jezusa o to, że podburza lud przeciwko cezarowi i ogłasza siebie królem, zatem użyli mesjańskiego argumentu w kontekście politycznym.

Godzina śmierci Jezusa to godzina składania wieczornej ofiary w świątyni Jerozolimskiej. Ciemność, która ogarnęła świat w godzinie śmierci Jezusa, może być nawiązaniem do ciemności, jakie zapadły w Egipcie przed nocą paschalną, gdy zabito baranki, których krew ocaliła Hebrajczyków od plagi śmierci pierworodnych i przyniosła im dar wolności.

Piłat zdziwił się szybką śmiercią Jezusa, co jest zrozumiałe, gdyż konanie na krzyżu trwało zwykle kilka dni. Zwróćmy uwagę, w jaki sposób prowadzi narrację Marek. Opowiada on szczegółowo o wydarzeniach, których Piotr był uczestnikiem, pokazuje nawet słabości Piotra. Inne wydarzenia, znane tylko z opowiadań innych uczestników, są opowiadane inaczej i właśnie tak jest ze śmiercią Jezusa, której Piotr nie widział na własne oczy.


MYŚL  TYGODNIA









„Po drugiej stronie tego krzyża
winieneś przybić sam siebie.
Miejsce bowiem chrześcijanina jest na krzyżu”.