|
7 września 2025 – XXIII Niedziela Zwykła |
Nic w naszym życiu nie może konkurować z Panem Jezusem. Cokolwiek nas odciąga od Niego, winno się stać przedmiotem naszej nienawiści. Nie sposób być Jego uczniem, jeśli nie podejmie się radykalnej decyzji wyboru drogi krzyża i odrzucenia wszystkiego, co oddala nas od Jezusa. Ponieważ sami na taką wolność nie potrafimy się zdobyć, musimy prosić w modlitwie o dar Bożej mocy i mądrości z wysoka. Komentarz do pierwszego czytania Fragment, występujący w dzisiejszym pierwszym czytaniu, to końcowa część modlitwy o Mądrość przypisywana Salomonowi. W Księdze Królewskiej możemy także odnaleźć pewnego rodzaju nawiązanie do tej modlitwy przez, jakże pełne pokory, słowa prośby króla Salomona skierowane we śnie do Boga: „Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra od zła...”. Król nie prosił Boga o siebie, prosił o Mądrość, by mógł skutecznie sprawować ziemską władzę. Zdawał sobie sprawę ze swoich ograniczeń i doskonale wiedział, że bez natchnienia Bożą Mądrością nie podoła w realizacji ciążących na nim monarszych obowiązków. Modlitwa o Mądrość podkreśla niedostateczność i niewystarczalność ludzkiego rozumu do samodzielnego poznania Boga i Jego zamysłów. Wszystkie sprawy ziemskie i materialne, które nas otaczają i wydawałoby się są w zasięgu naszych możliwości, rozpoznajemy z wielkim trudem i mozołem. O ileż trudniejszy jest wobec tego proces poznawania Boskich tajemnic – bez Jego pomocy? Czy jest w ogóle możliwy? W odpowiedzi na te pytania autor wyraźnie wskazuje, że kluczem do poznania woli Boga jest Boża Mądrość, której nie należy rozumieć jedynie jako intelektualne poznanie, ale także jako zdolność do wybierania tego, co jest zgodne z Jego wolą. Modlitwa o Mądrość to prośba o światło prowadzące do właściwych decyzji i życia zgodnego z Boskim zamysłem i planem. Bardzo często wydaje się nam, że jesteśmy nieomylni, że umiemy doskonale przewidywać różnorakie zdarzenia i ich następstwa. Wzbogaceni o najnowsze technologie podpieramy się sztuczną inteligencją i urządzeniami, które wspierają nas w podejmowaniu różnorakich decyzji. Wydaje się nam, że jesteśmy coraz doskonalsi, coraz mądrzejsi i samowystarczalni. Rzadko dociera do naszej świadomości ta informacja, że ten ziemski plan któregoś dnia się zakończy, dla każdego z nas. Może warto w tym pędzie cywilizacyjnym odwołać się do Modlitwy o Mądrość? Może warto pamiętać, że ciało jest tylko „ziemskim namiotem” dla duszy i rozumu? A może warto także dokonywać wyborów, zgodnych z Boskim planem?
Komentarz do drugiego czytania Fragment Listu św. Pawła do Filemona jest nadzwyczajnym przejawem mądrości Apostoła. Oto główny bohater tego listu – Onezym, zbiegły niewolnik – ma zostać zwrócony właścicielowi, którym jest zamożny Filemon, mieszkaniec Kolosów. Prawo rzymskie było bezwzględne w przedmiocie traktowania cudzej własności i nakazywało wydać niewolnika właścicielowi pod groźbą surowej kary – głównie finansowej powiązanej z oddaniem własnego niewolnika. Niewolnik nie posiadał bowiem osobowości prawnej i był traktowany jako rzecz, należąca do majątku pana. Zbiega po schwytaniu traktowano okrutnie – wypalano na czole piętno (literę F od łac. figitivus – zbieg), zakładano obrożę, kierowano do ciężkich prac, a za poważniejsze przewinienia karano torturami, a nawet śmiercią. Św. Paweł, który w tym czasie sam był więźniem, miał świadomość odpowiedzialności na jaką narażał się sam, a także okrutnej kary fizycznej, która dotknęłaby Onezyma. Wie, iż nie jest w stanie dokonać zmiany prawa, ale może swoim słowem dokonać zmiany w relacji pan – niewolnik. Nie prosi o przebaczenie win, o wyzwolenia Onezyma. On prosi o przemianę serca, gdyż ma świadomość mocy miłości. To mądrość, która dostrzega inny wymiar, niż tylko reguły prawne i dobra materialne. Tak bardzo by się chciało, by ta mądrość Pawłowa towarzyszyła nam każdego dnia. Nie szum informacyjny, gorąc wirów walk politycznych, spory i swary… Ale mądrość miłości…
Komentarz do Ewangelii
Jezus w argumentacji przywołuje dwie przypowieści – o budowniczym wieży i królu, przygotowującym się do wojny. Służą one uświadomieniu tłumu, że podążanie za Nim nie może być decyzją pochopną. Podkreślają potrzebę świadomej decyzji i oceny własnych możliwości. Być uczniem Chrystusa, to znaczy w pełni i świadomie zaangażować się w niesienie Dobrej Nowiny, bez względu na konsekwencje. To służba Bogu. Zawsze, gdy czytam lub słyszę ten fragment, to czuję swoistego rodzaju niedosyt w moim własnym zaangażowaniu. Czy jestem uczniem Chrystusa, bo chodzę do Kościoła i staram się żyć w zgodzie z Jego nauką? Jak Ty, Panie, oceniasz moje życie? Czy uważasz, że zasłużyłem na miano Twego ucznia? Te pytania dziś pozostają bez odpowiedzi. Warto jednak zadawać je sobie samemu. Codziennie… Obojętność Św. Paweł napisał szereg listów pasterskich. Są to traktaty, w których autor poucza, daje wskazówki, upomina. Wśród tych listów zachował się jeden, pisany własnoręcznie, krótki, bez żadnych wykładów i pouczeń. To list skierowany do Filemona z prośbą o załatwienie konkretnej sprawy. Paweł przebywając w więzieniu spotkał zbiegłego niewolnika. Osobiście znał jego pana. Sprawa była poważna. Zbiegły niewolnik według prawa rzymskiego zasługiwał na surową karę. Schwytany zostawał zakuty w żelazną obrożę, a na czole wypalano mu znamię uciekiniera. Paweł wie, że udzielanie pomocy zbiegowi jest również karane, ale miłość nie pozwala mu przejść obojętnie obok potrzebującego pomocy. Pisze list polecający. List wspaniały, pisany sercem. Wręcza go niewolnikowi Onezymowi i odsyła go do jego pana.
Współczesną obojętność można porównać do choroby dalekowidza. Ludzie dostrzegają wielkie problemy ludzkości: głodnych w Indiach, trędowatych na Madagaskarze, więźniów w Chile, a nie widzą głodnego chłopca na tej samej klatce schodowej, chorego na serce we własnym domu, kolegi z pracy przebywającego w więzieniu. Są ludzie, którzy potrafią pisać artykuły o miłości, o człowieku, o odpowiedzialności, ale nie zorganizują pomocy dla starca leżącego od pięciu lat za ich ścianą. Widzą problemy, nie widzą człowieka. Matkę Teresę z Kalkuty zapytał ktoś, czy nie przerażają jej tłumy ludzi w nędzy? Odpowiedziała: „Nigdy nie pielęgnuję tłumów, tylko jedną osobę. Zaczynam od jednej osoby, potem, jeśli mogę, zajmuję się następną. Gdybym patrzyła na tłumy, nie zaczęłabym nigdy”. Prawdziwa miłość wie, że nie można nakarmić tłumów, trzeba zadbać o człowieka. Prawdziwa miłość jest konkretna i dlatego nigdy nie jest obojętna. Miłość zawsze widzi przede wszystkim tych, którzy są blisko, i od nich zaczyna. Drugi objaw obojętności to znieczulica, to zwapnienie serca. Dla miłości rzeczy małe są równie ważne, jak i wielkie, a w wielu wypadkach są nawet ważniejsze od wielkich. Wielkie zdarzają się rzadko, z małych składa się życie. Mąż w dniu urodzin przynosi żonie kwiaty. Uroczysty dzień. Ale od miesięcy nie zapytał jej, jak się czuje, dlaczego wstaje rano taka zmęczona, dlaczego jej lewa ręka trzęsie się, kiedy wraca z zakupów. Urodziny są raz na trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Dla prawdziwej miłości ważniejsze są trzysta sześćdziesiąt cztery dni niż ten jeden. Zwapnione przez obojętność serce nie reaguje na drobiazgi, nie interesuje się łzą, która spływa po policzku dziecka, siwym włosem, który pojawił się na głowie niegdyś kochanej osoby, słabością kolegi, który po trzech miesiącach szpitala przybył do pracy. Św. Paweł nie tylko pięknie mówił o miłości, nie tylko o niej pisał, ale nią żył. Dostrzegł obok siebie biednego niewolnika, ujął się za nim i prosił, by był przyjęty, jak on sam. Czuł znamię wypalane na czole i żelazną obręcz na szyi. Ks. Edward Staniek Kto nie nosi swego krzyża... Dom czy mieszkanie bez krzyża na ścianie być może nie jest już dziś czymś niezwykłym, a jednak wiele mówi. Dla księdza odwiedzającego domy swoich wiernych pozostaje zawsze jakimś zdziwieniem. Bo czy można być chrześcijaninem bez krzyża?
Pójcie za Jezusem łączy się nierozerwalnie z podjęciem własnego krzyża. I to krzyża, który jest wielką niewiadomą i wymaga akceptacji łączącego się z nim ryzyka. Pan Jezus niejednokrotnie mówi do swych uczniów o krzyżu czy kielichu cierpienia, który trzeba przyjąć, by stać się Jego uczniem. „Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem”. Droga z Nim wymaga zgody na wzięcie krzyża niezrozumienia i narażania się na śmieszność, utrapienia i cierpienia, które mogą nas spotkać, gdy zdecydujemy się pójść Jezusową drogą. Jest to droga w nieznane, o nieprzewidywalnych konsekwencjach, na której jedynym pewnikiem jest krzyż. I na to trzeba się zgodzić. Poważne i konsekwentne pójście za Chrystusem oznacza wybór krzyża, czyli - innymi słowy - cierpienie z miłości do Boga i do drugiego człowieka. Musimy wsłuchać się w słowa Pana Jezusa, który mówi o krzyżu. Jeśli naukę o krzyżu puszczamy mimo uszu, trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że nasza wiara jest naiwna i wybiórcza. Wcześniej czy później przyjdzie pokusa, by się wycofać. Dariusz Madejczyk MYŚL TYGODNIA |